List który pali, od wewnątrz, który tak ciężko napisać.....
List, który pali w rękach
Autor Karol P. Wielkie dzięki.....
Pisanie listu do osoby, którą skrzywdziliśmy, to nie jest literacka zabawa. To jest rozrywanie siebie na żywca. Jeśli robisz to uczciwie, to nie ma w tym nic romantycznego ani lekkiego. Psychologowie mówią, że to forma ekspresyjnego pisania, które ma moc oczyszczającą i integrującą, ale w świecie osoby uzależnionej czy trzeźwiejącej to jest często operacja na otwartym sercu bez znieczulenia.
W terapii uzależnień listy takie często pojawiają się na etapie pracy z winą i wstydem. Nie jako sztuka dla sztuki, ale jako narzędzie konfrontacji z tym, co chciałoby się wymazać. Człowiek trzeźwiejący, zanim usiądzie do takiego listu, zwykle ucieka w tysiąc wymówek: „Ona i tak mnie nie wysłucha”, „To bez sensu”, „Nie wiem, co powiedzieć”. Prawda jest prosta, bo boisz się spojrzeć w lustro, które trzyma w rękach ktoś, komu zabrałeś spokój.
Co daje taki list?
Psychologicznie to pozwala nazwać i uporządkować fakty, przeżycia i intencje. W terapii mówi się, że dopiero nazwana wina staje się punktem wyjścia do zmiany. Pisząc, zaczynasz widzieć ciąg przyczynowo-skutkowy, którego wcześniej nie chciałeś dostrzec. „Zrobiłem to” staje się bardziej realne niż „jakoś tak wyszło”.
Terapeuci ostrzegają jednak przed jednym: list nie jest narzędziem do zdjęcia z siebie winy. Jeśli piszesz go tylko po to, żeby poczuć się lepiej, to robisz krzywdę po raz drugi. List ma być przede wszystkim dla drugiej osoby, a nie dla Twojego samousprawiedliwienia.
Ból własnych słów:
Z mojego doświadczenia najtrudniejsze jest pierwsze zdanie. Bo ono wyważa drzwi do tego, co ukrywasz. Nagle wracają obrazy: nocne kłótnie, spojrzenie, które przestało Ci ufać, krzyki w telefonie, trzask drzwi. Pisząc, czujesz się tak, jakbyś znów tam był, ale tym razem bez alkoholu, bez amnezji, bez wygodnych kłamstw.
I w tym właśnie tkwi siła. List to konfrontacja z czystą, nie osłodzoną prawdą.
List jako element terapii:
W programach 12 kroków podobna praca pojawia się w 8. i 9. kroku: sporządzenie listy osób, które skrzywdziliśmy, i zadośćuczynienie im, o ile to możliwe. W ośrodkach leczenia uzależnień listy odczytuje się czasem na grupie i to jest moment, kiedy w sali zapada cisza, a człowiek mówi drżącym głosem, jak naprawdę wyglądały jego relacje. Często łzy nie są oznaką słabości, tylko dowodem, że wreszcie dotykasz prawdy.
Psychoterapeuci zauważają, że napisanie takiego listu porządkuje chaos emocjonalny zmusza do uporządkowania faktów, ale też do nazwania emocji, które dotąd były zatopione w alkoholu. Wstyd, poczucie winy, żal, bezsilność, wszystko to nagle staje się jasne i namacalne.
Ryzyko i odpowiedzialność:
Listy tego typu mogą być potężnym narzędziem, ale też jeśli napisane źle mogą zranić po raz kolejny. Dlatego w terapii często pisze się je pod okiem terapeuty, zanim w ogóle zostaną wysłane. Czasem lepiej ich nie wysyłać wcale, jeśli druga strona nie jest gotowa, jeśli to może jej zaszkodzić, a może i zranić.
Wtedy list jest Twoim narzędziem pracy czytasz go sam, odczytujesz na grupie, a adresat… nigdy go nie zobaczy. Ale Ty i tak już się z nim zmierzysz.
Moje doświadczenie:
Pisząc swój pierwszy list, czułem, jakbym podpisywał się krwią pod każdym zdaniem. Nie chciałem żadnych „ale”. Nie chciałem tłumaczeń, że „miałem ciężko” albo „piłem, więc nie wiedziałem, co robię”. To jest ucieczka. Jeśli chcesz, żeby ten list miał sens, wyrzuć z niego wszystkie usprawiedliwienia.
Prawdziwy list skruchy to „Zrobiłem. Skrzywdziłem. Żałuję.” Bez warunków, bez kontraktu na wybaczenie.
List pożegnalny do alkoholu:
W życiu trzeźwiejącego przychodzi jeszcze inny moment. Tak samo potężny i równie brutalny — piszesz list do swojego zabójcy.
Tak, do alkoholu.
To list, w którym dziękujesz mu za kłamliwą iluzję i jednocześnie wyrzucasz z siebie wszystko, co Ci odebrał: miłość, zdrowie, czas, godność. To nie jest ckliwa laurka. To jest pakt zerwany w ogniu.
Pisząc taki list, widzisz jasno, że to nie był przyjaciel, tylko kat. A Ty byłeś jego ochotnikiem. I właśnie dlatego musisz mu powiedzieć „żegnaj” tak, żeby nie zostawić furtki na powrót.
Dla wielu ten moment jest przełomem większym niż jakiekolwiek postanowienie noworoczne. Bo to nie jest już obietnica w głowie. To jest konkretny, spisany, podpisany rozwód z tym, co Cię zabijało.
Podsumowanie:
Pisanie listów do ludzi, których skrzywdziliśmy i do alkoholu jest brutalne. Ale właśnie w tej brutalności tkwi ich uzdrawiająca moc. To nie jest zabieg estetyczny. To jest rozliczenie z przeszłością i wyrwanie z niej tego, co wciąż Cię trzyma za gardło.
I jeśli robisz to uczciwie, wiesz jedno: po takim liście już nigdy nie będziesz patrzył na siebie tak samo.
Komentarze
Prześlij komentarz