Ostracyzm, czyli strata znajomych i przyjaciół w procesie trzeźwienia....
Przyjaciele i znajomi w procesie trzeźwienia………Dlaczego strach przed utratą znajomych jest hamulcem do podjęcia decyzji o zaprzestaniu picia?
Z dzielni
„Stare ziomki patrzą jak na trędowatego, bo nie pijesz. Nagle jesteś nudny, dziwny, już nie swój. Większość 'przyjaźni' była budowana na wódce, a jak zabierasz procenty – zostaje pusta gadka. Ale w końcu pojawiają się nowi, normalni ludzie. To jest prawdziwa zmiana.”
Wiesz co jest najgorsze, jak rzucasz alko?
To nie kac, nie głody, nawet nie ten wkurw, że musisz nagle patrzeć w lustro i nie uciekniesz przed sobą. Najgorsze jest to, że nagle zostajesz sam.
Ci, co wczoraj byli „braćmi od kielona”, dziś patrzą na ciebie jak na dziwaka. Jak na trędowatego.
Nie chcesz pić? To znaczy, że jesteś nudny, że się wywyższasz, że już nie „swój chłop”.
I zaczyna się gadka:
– „Ej, nie pijesz? To co, koniec przyjaźni?”
A ty stoisz jak debil z kieliszkiem wody, słyszysz śmiechy i czujesz, że odklejasz się od starego stada.
Prawda jest taka: większość tych „przyjaźni” była zbudowana na butelce, nie na sercu.
I jak zabierasz procenty, to nagle nie ma o czym gadać.
Zero głębi, zero wsparcia – tylko wspomnienia z melanżu, które bez wódki tracą sens.
Ale…
Z czasem zaczynasz zauważać coś innego.
Na twojej drodze pojawiają się ludzie, którzy kumają cię bez flaszki.
Tak po prostu – normalnie.
Przyjaciele, z którymi możesz pogadać o życiu, o wkurwie, o marzeniach.
Znajomi, z którymi piątek to nie mus pijackiego cugu, tylko spacer, planszówki albo zwykła rozmowa.
I wiesz co? To jest dopiero sztos.
Bo tam nie trzeba grać roli duszy towarzystwa, nie musisz udowadniać, że jesteś „fajny”, ani tłumaczyć, czemu nie pijesz.
Po prostu jesteś sobą.
Jak rzucasz picie, to nie tracisz przyjaciół.
Tracisz tylko kompanów od flaszki.
A prawdziwi – ci zostaną.
I jeszcze znajdziesz nowych, lepszych, takich, co nie będą cię ciągnąć w dół.
Bo prawdziwa przyjaźń nie leje się z butelki, tylko siedzi w sercu.
Co na to terapeuci :
To, co nazywasz „utrata znajomych”, w psychologii i terapii uzależnień nazywamy ostracyzmem społecznym.
To jest jak ciche wykluczenie z grupy, która kiedyś była twoim światem. I tak – to boli jak cholera.
Dlaczego? Bo człowiek jest istotą stadną. Potrzebujemy ludzi, żeby czuć, że mamy wartość, że jesteśmy „włączeni”. A gdy nagle twoje stare towarzystwo odwraca się od ciebie, to twoje poczucie własnej wartości leci na łeb. Czujesz się gorszy, samotny, winny.
Terapeuci widzą to zjawisko codziennie: ludzie w procesie trzeźwienia często słyszą, że „już nie pasują”.
Rodzina mówi: „Tyle razy próbowałeś, nie wierzymy ci”.
Ziomki z pracy rzucają teksty: „No weź, jeden kieliszek cię nie zabije”.
A sąsiedzi szepczą za plecami: „On już i tak długo nie wytrzyma”.
To są rany, które podcinają skrzydła.
Bo zamiast wsparcia – dostajesz ocenę. Zamiast docenienia twojego wysiłku – ironiczny uśmieszek.
I wiesz co się wtedy dzieje? Włącza się mechanizm: „to po co się starać, skoro i tak nikt mi nie wierzy”.
I wielu ludzi właśnie w tym momencie wraca do picia – nie dlatego, że chcą, tylko dlatego, że nie wytrzymują presji bycia „tym innym”.
Ale – i to jest klucz – ostracyzm jest lustrem ich lęków, nie twojej wartości.
Oni czują się zagrożeni tym, że odklejasz się od systemu, w którym oni tkwią. Bo twoja zmiana pokazuje im ich własny brak zmiany.
A to boli ich bardziej niż twoja trzeźwość.
Podsumowanie :
Nie daj się wciągnąć w poczucie winy, że ktoś cię odrzuca. To nie jest dowód, że jesteś gorszy – tylko, że oni nie umieją udźwignąć twojej zmiany.
A twoim zadaniem jest nie szukać akceptacji tam, gdzie jej nigdy nie było, tylko budować ją tam, gdzie ludzie cieszą się twoją trzeźwością, a nie podważają jej na każdym kroku.
„Przyjaciele i znajomi w procesie trzeźwienia”
Komentarz Roberta, czyli z praktyki….
Wiesz co najbardziej boli, kiedy odstawiasz alko? Nie głód, nie kac, nawet nie ten wkurw, że musisz nagle spojrzeć sobie w oczy i nie ma ucieczki. Najbardziej boli to, że nagle zostajesz sam. Ci, co wczoraj byli braćmi od kielona, dziś patrzą na ciebie jak na dziwaka.
Jak na trędowatego.
Nie pijesz? To znaczy, że już nie jesteś „swój chłop”.
Słyszysz teksty:
– „Jeden cię nie zabije.”
– „Z tobą to już się nie da normalnie pobawić.”
I nagle czujesz, że się odklejasz od stada.
Prawda jest prosta i brutalna: większość tych „przyjaźni” była zbudowana na butelce, nie na sercu.
Jak wyjmiesz alkohol z układu, to okazuje się, że nie ma o czym gadać. Zostają tylko wspomnienia z melanży, które bez wódki tracą sens.
I tu wchodzi coś, co terapeuci nazywają ostracyzmem społecznym.
To jak ciche wykluczenie – jakbyś został wypchnięty poza nawias.
Rodzina mówi: „Nie wierzymy ci, tyle razy próbowałeś.”
Koledzy w pracy rzucają: „Przestań pajacować, jeden kieliszek cię nie zabije.” A sąsiedzi szepczą za plecami: „On i tak długo nie wytrzyma.” I zaczynasz się bać, tak ten strach i obawy paraliżują. Źle się czujesz zastanawiasz się czy to ma sens “ przecież zostanę sam” kołacze się w głowie. Stracę nie tylko przyjaciół, znajomych ale mogę stracić kontrahentów bo jak to tak na trzeźwo celebrować umowę, kontrakt jak nie świętować sukcesu bez alkoholu?
To jest jak nóż w plecy. Zamiast wsparcia – dostajesz ocenę.
Zamiast podziękowania, że walczysz o życie – ironiczny uśmieszek.
I wiesz co? Wielu ludzi właśnie wtedy się łamie. Bo nie wytrzymują bycia „innym”, „gorszym”, „tym, co się wychylił”.
Ale w tym wszystkim jest jeszcze druga strona.
Z czasem zaczynasz spotykać ludzi, którzy kumają cię bez flaszki.
Przyjaciół, z którymi można gadać o życiu, o marzeniach, o wkurwie.
Znajomych, z którymi piątek to nie mus pijackiego cugu, tylko spacer, kawa albo zwykła rozmowa.
I to jest prawdziwa wolność – bo tam nie musisz udowadniać, że jesteś „fajny”. Nie musisz grać duszy towarzystwa. Po prostu jesteś sobą.
Jak rzucasz picie, to nie tracisz przyjaciół. Tracisz tylko kompanów od flaszki. A prawdziwi – zostaną. I jeszcze pojawią się nowi – lepsi, prawdziwsi. Bo przyjaźń nie leje się z butelki. Przyjaźń siedzi w sercu.
Wsparcie
Komentarze
Prześlij komentarz