Cierpliwość i albo maks, albo wcale jak to z nami jest.....
Trzeźwość to nie bajka
Temat trafiony w punkt — bo to, co mówisz: „albo na maksa, albo wcale” — to nie tylko przypadłość, to charakterystyczny mechanizm uzależnienia. W terapii mówi się o tym półnaukowo: myślenie zero-jedynkowe, skrajne, czarno-białe.
Ale w życiu trzeźwiejącego człowieka to wygląda zupełnie inaczej — bardziej jak jazda bez hamulców po nierównym bruku.
1️⃣ Z perspektywy terapeuty, który sam przeszedł przez picie:
Uzależniony to człowiek skrajności.
Jak pije – to do odcięcia.
Jak kocha – to na zabój.
Jak zaczyna trzeźwieć – to z planem, że będzie idealny, najlepszy, najświętszy, najszybszy.
A jak mu nie wychodzi – to wali całym stołem, zamiast poprawić krzesło.
To myślenie „wszystko albo nic” to sposób, w jaki alkoholik próbował trzymać kontrolę nad światem, który dawno wymknął mu się z rąk.
Bo jeśli coś było „na pół gwizdka”, to znaczyło: porażka.
Więc lepiej się spalić niż spróbować i znowu zawieść.
2️⃣ Jak to działa w trzeźwieniu:
Po odstawieniu alkoholu ten sam schemat się nie kończy.
On się tylko przenosi:
„Albo chodzę na wszystkie mitingi, albo na żaden.”
„Albo robię krok po kroku, albo pierdzielę cały program.”
„Albo wszystko się układa, albo znaczy, że to nie ma sensu.”
I tu właśnie zaczyna się prawdziwa robota nad sobą.
Bo trzeźwienie nie polega na ekstremach.
To nauka życia w szarościach, w zwykłości, w powtarzalności.
A to dla wielu z nas gorsze niż detoks – bo trzeba się nauczyć wytrzymać zwyczajność.
3️⃣ Od Zdzicha:
— Człowieku, ja całe życie byłem „na maksa”. Jak piłem, to tak, że aż mi się buty topiły od wódki.
Jak przestawałem, to też na hurra: nowy ja, biegam, medytuję, dietka, książki o rozwoju, plan na milion kroków.
Po tygodniu mi się odechciewało wszystkiego, bo to nie dawało tego samego j*bnięcia co flaszka.
Aż w końcu zrozumiałem: trzeźwienie to nie maraton, tylko codzienny spacer po krawężniku.
Jak próbujesz gonić, to znowu się wypierdzielisz.
4️⃣ Od Janusza:
— Ja myślałem, że jak nie piję, to będę mistrzem życia.
A potem się okazało, że nikt mi medalu nie da, że muszę pracować, znosić nudę, być z ludźmi, słuchać, nie uciekać.
I to mnie rozwalało bardziej niż kac.
Bo chciałem znów czuć intensywnie — tylko już bez butelki.
A to, czego mi brakowało, to spokojne tempo.
Nie akcja, tylko proces.
Nie euforia, tylko równowaga.
I tego nie nauczy ci żadna terapia w trzy tygodnie.
5️⃣ Od Wujcia Henia:
— To, co mówisz, „albo wszystko, albo nic” — to jest klasyka alkoholizmu.
Bo my nie umiemy być „tak po prostu”.
Zawsze musimy się czymś napędzać – emocją, dramą, stresem, sukcesem.
A prawdziwe zdrowienie zaczyna się wtedy, kiedy uczysz się nie musieć być ekstremalny, żeby czuć, że żyjesz.
Bo życie to nie film, to codzienna powtórka z cierpliwości, frustracji, drobnych sukcesów.
I wiesz co? W tym właśnie jest spokój.
💬 Puenta ekipy:
Trzeźwienie to sztuka odpuszczania przesady.
To nauka bycia „w połowie drogi” – i nie wkurzania się, że to jeszcze nie meta.
Bo dopiero wtedy, jak przestaniesz żyć „na maksa”, zaczynasz żyć naprawdę.
Cierpliwość na terapii – teoria
Na sali terapeutycznej mówi się: „ucz się cierpliwości, bo proces zdrowienia trwa”, „daj sobie czas”, „nie chciej wszystkiego od razu”. Brzmi mądrze, ale w uszach alkoholika to często jak sucha mantrą: bla bla bla. Bo w głowie mamy jedno: „chcę szybko, teraz, natychmiast – od jutra nie piję i wszystko ma się poukładać”.
Cierpliwość w realu – praktyka
A w realu? To wygląda brudno i boleśnie:
Pierwsze dni i tygodnie – wszystko nas nosi. Chcielibyśmy, żeby świat docenił, że już nie pijemy, żeby rodzina od razu zaufała, żeby emocje się uspokoiły, żeby głód zniknął. A to się nie dzieje.
To jakbyś rzucił hamulec ręczny w starym maluchu – niby stoisz, ale coś ciągnie do przodu i silnik wyje.Rodzina i bliscy – chcielibyśmy, żeby oni już byli „po naszej stronie”. A oni mają swoje lata krzywd, zawodów, rozczarowań. I tu trzeba cierpliwości jak cholera. Bo oni będą patrzeć nie na słowa, tylko na powtarzalne czyny – i to przez długi czas.
Emocje – na początku jesteśmy jak dzieci, które dopiero uczą się chodzić. Nerwy, złość, frustracja – wszystko wali po głowie. Cierpliwość tutaj to nie czekanie z założonymi rękami, tylko codzienne uczenie się wytrzymywania tego napięcia.
Efekty trzeźwienia – wielu myśli: „nie piję pół roku, czemu wciąż nie mam radości?”. Bo to tak nie działa. Mózg regeneruje się wolno. Emocje wracają jeszcze wolniej. Ciało dopiero po latach zaczyna odżywać.
Cierpliwość z perspektywy alkoholika po latach
Powiem Ci z własnego doświadczenia – cierpliwość to nie jest talent, tylko mięsień. Ja go trenowałem tak, jak na siłowni: dzień po dniu.
Cierpliwość wobec siebie – że potykam się, że nie rozumiem wszystkiego od razu.
Cierpliwość wobec innych – że nie wszyscy mi ufają, że bliscy patrzą na mnie podejrzliwie.
Cierpliwość wobec procesu – że nie ma dróg na skróty, że każdy dzień trzeźwości to cegła, a z cegieł buduje się dopiero dom.
Po kilkunastu latach trzeźwości wiem, że cierpliwość to nie jest nudne czekanie. To aktywne przechodzenie przez ból, złość i frustrację – bez kielicha w ręku. To umiejętność zniesienia tego, że życie układa się wolniej, niż ja bym chciał.
Prawda, którą rzadko się mówi
Cierpliwość w uzależnieniu to nie romantyczne „zen”. To często gryzienie się w język, zaciskanie zębów, odpuszczanie walk, które chciałoby się wygrać tu i teraz. To umiejętność przeżycia dnia w taki sposób, żeby wieczorem móc powiedzieć: „nie napiłem się”.
I tyle.
Z czasem cierpliwość staje się nagrodą samą w sobie – bo uczysz się, że dobre rzeczy naprawdę przychodzą powoli. A najwolniej wraca zaufanie i szacunek – ale jak wróci, to smakuje lepiej niż jakikolwiek kieliszek.
👊 Zdzichu wchodzi na ławkę pod trzepakiem i gada:
— Cierpliwość, kuwa… piękne słowo, nie? Jak ci terapeutka mówi: „daj sobie czas, bądź cierpliwy” — to brzmi jakby cię ktoś głaskał po głowie. A w realu? To wygląda jakbyś stał na przystanku, zimą, autobus nie przyjeżdża, mróz ci wchodzi w buty, a ty myślisz: „A może chj, wrócę do domu i strzelę setkę, żeby się rozgrzać”.
No i właśnie tu jest cała zabawa — wytrzymać. Nie, że masz być Buddą i medytować, tylko przeżyć to, co cię roz*erdala od środka.
Rodzina? Ty byś chciał, żeby ci od razu klaskali, że jesteś trzeźwy. A oni patrzą i mówią: „taa, już to widzieliśmy”. I co? Masz się obrazić? Nie. Masz siedzieć cicho, robić swoje i czekać, aż zaczną wierzyć w twoje czyny, a nie w twoje gadanie. To trwa miesiące, lata. Cierpliwość to zaciśnięcie zębów, nie lajki pod postem.
Emocje? Myślisz, że będziesz spokojny? Gówno prawda. Jesteś wkurwiony, roztrzęsiony, chce ci się ryczeć, krzyczeć, uciekać. I to jest normalne. Cierpliwość to nie czekać, aż emocje miną, tylko wytrzymać je na trzeźwo.
Efekty? Chcesz, żeby po pół roku niepicia wszystko było pięknie? Zapomnij. Mózg regeneruje się jak stary komputer — powoli, z błędami. Emocje też wracają jak internet na wsi — szarpane, rwie. Tu trzeba lat, a nie dni.
👉 Zdzichu puentuje:
— Cierpliwość to nie żadne zen. To nie siedzenie w pozycji lotosu. To codzienne, jeb*ne czekanie, aż autobus twojego życia w końcu podjedzie. A jak nie będziesz czekał, tylko wrócisz do kielicha, to go nigdy nie zobaczysz.
I pamiętaj, chłopie, dziewczyno — największa cierpliwość jest do samego siebie. Bo jak się nauczysz wytrzymywać siebie na trzeźwo, to reszta świata to już pikuś.
No to mamy skład pod trzepakiem — Zdzichu, Janusz i Wujcio Heniek. Każdy z nich swoje już wypił, swoje przetrwał i ma o tej cierpliwości trochę inne zdanie.
Nie będzie tu „cierpliwości z podręcznika”, tylko ta z życia, z dzielni, z trzeźwienia dzień po dniu.
Zdzichu (czyli ten, co już swoje przejebał, ale wie, jak to boli):
— Wiesz, jak wygląda cierpliwość w trzeźwieniu?
Jak czekanie, aż woda się zagotuje, ale ktoś ci co chwilę wyłącza gaz.
Ty chcesz już, żeby było dobrze, a tu znowu cię nosi, znowu cię coś wkurwia, znowu ci się wydaje, że to bez sensu.
Cierpliwość to nie jest czekanie na cud.
To przeżywanie każdego dnia bez flaszki, nawet jak czujesz, że ci zaraz głowa eksploduje.
To wstawanie rano i robienie tych samych rzeczy, które wczoraj nic nie dały — ale robisz je dalej, bo wiesz, że tylko tak coś się ruszy.
Jak mnie pytają, co mnie uratowało, to mówię: nie siła, nie modlitwa, tylko cierpliwość i powtarzalność.
Bo trzeźwienie to nie sprint, to maraton po wertepach w klapkach.
Janusz (czyli młodszy, wkurwiony, ale już coś kuma):
— Dla mnie cierpliwość to była największa kara.
Ja chciałem szybko naprawić życie, odzyskać dziewczynę, pracę, ciało, szacunek.
A tu się okazało, że trzeba na wszystko poczekać.
I że nikt ci nie klaska za to, że nie pijesz.
Bo ludzie mają w dupie twoją abstynencję, jak przez lata mieli w dupie twoje picie.
Cierpliwość to była dla mnie lekcja pokory.
Bo ja byłem gość „na już” – jak głód, to flaszka, jak złość, to wybuch.
A tu trzeba było usiąść, przełknąć, przetrzymać, nie od razu działać.
I dopiero po czasie zrozumiałem, że ta cierpliwość nie jest po to, żeby mnie spowolnić, tylko żeby mnie uratować.
Bo jak się uczysz czekać, to przestajesz uciekać.
Wujcio Heniek (czyli mądrość z trzepaka, edycja deluxe):
— Panowie, ja wam powiem tak: cierpliwość to największy egzamin, jaki stawia trzeźwość.
Nie w pierwszym miesiącu, tylko w piątym, dziesiątym, piętnastym roku.
Bo jak już nie pijesz długo, to myślisz, że wszystko masz ogarnięte.
I wtedy przychodzi życie z testem: choroba, strata, rozczarowanie, nuda.
I znowu trzeba mieć cierpliwość, żeby nie wrócić do starych schematów.
Bo widzisz, cierpliwość to nie tylko czekanie na lepsze dni.
To też umiejętność bycia spokojnym, kiedy te dni się spóźniają.
To zaufanie do procesu, nawet jak nie widzisz efektów.
To świadomość, że jak dziś boli, to jutro też może boleć — ale już trochę mniej.
Cierpliwość to mięsień, który rośnie z bólu.
Nie z teorii, tylko z życia.
💬 Puenta od ekipy:
Cierpliwość w trzeźwieniu to nie medytacja, tylko harówka w środku własnej głowy.
To wytrzymanie ciszy po latach chaosu.
To robienie małych kroków, kiedy inni już dawno się odwrócili.
To codzienna robota bez fanfar i lajków.
Bo jak mówi Zdzichu:
„Trzeźwość to sztuka cierpliwego czekania, aż życie przestanie cię testować.”
➕Jak widzi to Robert :„Cierpliwość? W terapii gadają, że trzeba ją mieć. A ja ci powiem jak jest naprawdę.
Cierpliwość to nie modlitwa i nie złota rada z książki. To stanie na przystanku w zimie, marzną ci stopy, autobus nie przyjeżdża, a ty myślisz: „jebać to, wracam po flaszkę”.
Ale jak wrócisz – nigdy nie zobaczysz, czy ten autobus w ogóle podjechał.
Na początku trzeźwienia chciałbyś wszystko na już: żeby głód minął, żeby emocje się uspokoiły, żeby rodzina zaufała. A tu dupa.
Oni patrzą i mówią: „taa, już to widzieliśmy”. I mają rację, bo tyle razy im ściemniałeś.
Tu się liczy jedno: czas + powtarzalne czyny. Nic innego.
Cierpliwość to nie czekanie w fotelu z kawką. To zaciskanie zębów, wytrzymywanie emocji, które chcą cię roz*erdolić od środka.
To robienie swoich kroków dzień po dniu, nawet jak nikt ci nie wierzy i nawet jak sam w siebie nie wierzysz.
Po latach mogę ci powiedzieć jedno: cierpliwość to największa ku*wa nagroda. Bo jak się jej nauczysz, to świat w końcu zaczyna wierzyć w ciebie.
Ale zanim to nastąpi – musisz przełknąć wszystkie zimne przystanki i wszystkie „taa, jasne”.
Tak to wygląda, nie w regułce z terapii, tylko na dzielni, w realnym życiu.
I teraz pytanie do ciebie: czy masz cierpliwość, żeby poczekać na siebie samego?”


Komentarze
Prześlij komentarz